• Dokumenty
  • Opublikowano:
  •  

1925 W. G. Swoboda - Sanatoria w naszym górzystym regionie: Sokołowsko

W 1925 r. dzięki wałbrzyskiemu wydawnictwu B. W. Knorrn ukazało się dzieło niezwykłe: O du Heimat, lieb und traut! Bilder aus dem Waldenburger Berglande (O ojczyzno droga i słodka! Obrazy z Gór Wałbrzyskich) zredagowane przez Maxa Kleinwächtera w imieniu Powiatowej Rady Nauczycieli, której to członkowie stali się jednocześnie autorami poszczególnych podrozdziałów tej książki, w której nie zabrakło oczywiście miejsca dla ówczesnego Mieroszowa (Friedland) jak i Sokołowska (Görbersdorf). Z nieukrywaną przyjemnością prezentujemy dziś Państwu podrozdział poświęcony tej ostatniej właśnie miejscowości gminy Mieroszów, napisany przez nauczyciela W. G. Swoboda z Małkowic, koło Wrocławia. Jego lektura cofa nas o 100 lat do okresu świetności tej miejscowości, choć jak wynika z lektury ówczesne problemy podobne są do dzisiejszych...

 

O ojczyzno droga i słodka! Obrazy z Gór Wałbrzyskich
(O du Heimat, lieb und traut! Bilder aus dem Waldenburger Berglande)

Rozdział: XII.
Sanatoria w naszym górzystym regionie (Heilstätten unseres Berglandes), podrozdział 3: Sokołowsko (Görbersdorf)

Jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach minionego stulecia wspaniały eksponat śląskiego krajobrazu górskiego, nasza wałbrzyska kraina notowała tylko kilku swych gości, wielbicieli i pacjentów z zewnątrz, najczęściej Wrocławia. Jest rzeczą mało znaną, że dopiero rozkwit przemysłu przyniósł jej coraz więcej uznania i względów. Przyczyną jej powstania była romantyka, piękno, idylla i moc. Karbon, perm, oddzielone ogromnymi masami porfiru i melafiru oraz koncentrycznie ułożone skały kredowe nakładały się na siebie. Wszystkie te minerały stworzyły szczególne warunki kształtowania krajobrazu i jego obrazu kultury. Mało odporny piaskowiec spowodował powstanie krajobrazu nieckowego i ciągu kotlin. Konglomeraty i piaskowiec permu musiały więc sprzyjać osadnictwu, gdyż okruchy wietrzenia stwarzały doskonałe warunki rozwoju rolnictwa. Na południowym brzegu kotliny wałbrzyskiej brakuje nam na wzgórzach linii grzbietu. Pojedyncze lakolity dzielą głębokie obniżenia i naturalne linie komunikacyjne.

Góry Stożek Wielki (Storchberg) i Stożek Mały (Scholzenberg), mała i duża góra Jatki (Reichmacher), Bukowiec (Buchberg) i Krzywucha (Krämerberg), Czerwone Skałki na zboczu Suchawy (Rotenstein), Kostrzyna (Schierlingskoppe) oraz zbocze Włostowej (Kesselberge) zamykają mile położoną kotlinę. Przyjemnie tu wędrować - szlaki w górę i w dół nie są zbyt strome, wspaniałe widoki, idylliczne grupy zabudowań, malownicze partie lasu - a w bocznej kamiennej dolince Sokołowsko (Görbersdorf). Już w początkach zeszłego stulecia nieznany i nie nazwany choć zupełnie blisko tam, gdzie wznosi się stromy brzeg piaskowców kredowych przy Mieroszowie (Friedland), kiedyś kwitł handel - obładowane wozy kupców ze śpiewającymi, hałaśliwymi i upartymi parobkami łączyły Wrocław, Pragę i Norymbergę.

Według Goldberger’a pierwszymi osadnikami mieli być garbarze, stąd też pochodzi nazwa wioski. Pisownia nazwy tej miejscowości zmieniała się jednak dość często. W latach 1567, 1595, 1669, 1674, 1705, 1795 wymienia się w dokumentach nazwy: Girwersdorf, Gierbertzdorf, Girbrechtisdorf, Girbertzdorf, Gorberdorff, Gerbersdorff, a od lat 40-tych zeszłego stulecia Görbersdorf. Przyczyną, z powoda której nie pozostało prawie żadnego śladu po tej najstarszej gałęzi przemysłu, garbarstwa, są prawdopodobnie wojny husyckie. Ta dobrze rozwijająca się gałąź przemysłu zamarła z powodu rabunkowych, wyniszczających wypraw czeskich fanatyków.

Z miejscowością Görbersdorf łączone jest nazwisko człowieka, który zrobił z niej to czym jest do dziś - znanym na całym świecie miejscem błogosławieństwa i nadziei. Człowiekiem tym był Herman Brehmer.

Urodzony 14 sierpnia 1826 roku w Kurczowie koło Strzelina, a więc dolnoślązak, studiował najpierw we Wrocławiu i Berlinie nauki przyrodnicze, a następnie medycynę. Zmęczony ciągłym pływaniem i nurkowaniem w strumieniu medycznych prac badawczych, pojawił się u boku swej żony Amalii von Colomb wiosną 1849 w cichej i skrytej wśród gór wiosce Görbersdorf. Dla tej miejscowości oddalonej o 6 do 22 kilometrów od centrum przemysłowego i uzdrowiskowego było to wielkie wydarzenie. Kiwając głowami, niedowierzając i współczując jednocześnie spokojny ludek obserwował jego badania kryształowej wody oraz zawartość ozonu w powietrzu. Gdy próbował ich przekonać, aby przygotowali pomieszczenia dla kuracjuszy, spotkał się z zupełnym niezrozumieniem. W jaki sposób miało trafić bogactwo i świetność do ich chat, gdy skromna wioska posiadała wówczas tylko jeden murowany dom będący zresztą jego własnością. Pomimo pasywnego oporu mieszkańców Brehmer postanowił założyć tu uzdrowisko dla chorych na płuca. W roku 1854 myśl ta została zrealizowana, gdy Brehmer ogłosił oficjalnie swe plany fizykalnego leczenia gruźlicy i otrzymał państwową koncesję.

Ten działacz pracujący dla psychicznego i fizycznego dobra ludzkości, wychodził w swych doświadczeniach w zwalczaniu tej strasznej choroby z założenia, że „w zdrowym ciele zdrowy duch” (z łac. mens sana in corpore sano). Najbardziej skutecznym czynnikiem w walce z gruźlicą w okolicach o zwiększonej odporności, jest ozon. Zasadę tę przyjął od Johannesa Müllera; i dalej, gruźlica musi być zwalczana także przez środki zapobiegawcze, i w końcu gruźlicę można leczyć poprzez racjonalne żywienie, pogłębianie oddechów i hartowanie skóry zimną wodą.

Na początek zdobyto wspomniany wcześniej jedyny murowany dom, aby przystosować go do leczenia wodą. Kuracje wodne nie okazały się jednak najtrafniejsze dla leczenia chorych: i wody, co są ponad niebem, niech imię Pana wychwalają (fragment Psalmu 148: et aquae omnes quae super caelos sunt, laudent nomen Domini). Przy małym napływie gości, znacznym koszcie zakupu urządzeń i ich utrzymania oraz naprawy, zakład musiał zostać wkrótce zamknięty, zwłaszcza że dowcipnisie - jak wiadomo, droga do miłości wiedzie przez żołądek, ale także przez sakiewkę - udostępnili chorym za niską opłatą swe małe i niepotrzebne im pomieszczenia w swoich „domach”. Inne działki wykupione przez Brehmera nie zabezpieczały możliwości przyjęcia szerokich fal szukających pomocy. Powstało wiele prywatnych budynków skrojonych na przyjęcie pacjentów o bardzo skromnym wyposażeniu. Te miejsca, gdzie jeszcze niedawno spoczywały omszałe kamienie i marząca jak Śpiąca Królewna jodła, ta bajeczna woalka została rozcięta ostrym lemieszem parowego pługa kultury. Na terenie wioski piętrzyły się masy cegieł, pod rozbrzmiewającym donośnie uderzeniem siekiery ginęły masy drzew, ziemia została głęboko wzruszona. Krzyż teodolitu wyznaczał codziennie rosnącą serpentynę sztucznych dróg – teraz już o długości 14 km. Kiedy sprowadzono na wysokich masztach i krzywych słupach iskrę elektryczną, rozbrzmiewała już wesoło na tej budowlanej wieży Babel, trąbka pocztowa. Na sąsiednich równinach, gdzie jeszcze niedawno jelenie ryczały na rykowiskach i harcowały buchtujące dziki - opustoszało. Przepędzone i spłoszone zniknęły na zawsze ostatnie potężne zwierzęta niegdysiejszych pierwotnych lasów śląska.

Rozbudowy już nie przerwano. W 1875 roku Instytut Brehmer’a okazał się niewystarczający, powstał więc drugi zakład, doktora Römpler’a [więcej], a następnie hrabiego Puckler’a - teraz w posiadaniu doktora Weicker’a. Wzniesione częściowo w gotyku, wyposażone odpowiednio w nowoczesny sprzęt budynki miały także oddziaływać na nastrój chorych i w ten sposób pozytywnie oddziaływać na ich psychikę w czasie leczenia. Pomysły te wspierane były przez radcę budowlanego Oppler’a, kontynuowane i kierowane przez przyjaciół sztuki. W ten sposób powstały dzisiejsze zakłady z ich nowoczesnym wyposażeniem, kąpielami zdrojowymi, prysznicami, pomieszczeniami do inhalacji, rentgena, wydziałami do leczenia za pomocą elektryczności prądami stałymi i indukowanymi na bazie katalitycznej, laboratoriami do badań chemicznych i bakteriologicznych, halami do leżakowania i spacerowania, ogrodami zimowymi, pomieszczeniami do imprez towarzyskich oraz pokojem bilardowym.

Zarówno Brehmer jak i inni działający na tym terenie odpowiedzialni lekarze znali dobrze wszystkie gałęzie botaniki i posiadali wewnętrzny zmysł piękna krajobrazu, próbowali więc wykorzystać także oddziaływanie przyrody na duszę pacjentów. Powstały planty i kaskady wodne kierowane lub stworzone mistrzowską ręką artysty. Wszędzie, gdzie skierować wzrok widać harmonijnie uporządkowane zieleńce tworzące wspaniałe wrażenie czarującej całości. Tam obrośnięty zielenią pawilon zaprasza do wejścia, tu ławka w deszczu kwiatów dająca znak do spoczynku. Tu stoimy nad stawem z pstrągami lub złotymi rybkami, tam z niebieskiej oddali połyskuje stożek górski. Tutaj rabata wspaniale zaprojektowana, tam pluszowy dywan trawnika wszędzie bogactwo kolorów, przepych form.

Na tą „ukochaną ziemię o pustelniczej ciszy” przybywał często Albert Emil Brachvogel. Tu powstał „Narcyz” i niektóre artykuły dla jego Nationalzeitung. Tu przyjeżdżał także Rudolf von Gottschall i jego małżonka z domu Freiin von Seherr-Thoss. W tej idylli stworzył on materiał do swej „Podniosłej pieśni o kobiecie”. Wiele szpalt swej Ostdeusche Zeitung (pol. Gazeta Wschodnioniemiecka, poznański dziennik niemieckojęzyczny) którą redagował, wypełnił reminiscencjami z Sokołowska (Görbersdorf). Według E. Goldberger’a, Sokołowsko (Görbersdorf) wydało swego Hansa Sachs’a. Szewc ten miejski śpiewa na cześć swej rodzinnej miejscowości za „świecącą kulą” następujący hymn: 

Moja wiosko otoczona górami
Tak pięknie położona w dolinie
Przez którą przepływają szumiące potoki
Ozdobiona wińcami łąk i gór
Przez stulecia leżałaś ukryta
Opuszczona, jak gdyby we śnie
Twej piękności
Prawie nie dostrzegał wędrowiec
Jednak do srebrzystych Twych źródeł zbliżył się
Eskulap i sprawdzając znalazł
Leczniczą moc Twych fal
I tak oto ma wiosko stałaś się znana
I wielu ze Wschodu, Południa, Północy, Zachodu
Zdąża do Twej pogodnej doliny!
Wypełnisz się wiosko gośćmi
Gdyż ich wybór to Görbersdorf
Choć jesteś mała i skromna
Wierzę, że małe stanie się dużym
Tańczcie wokół źródeł radośnie
Najady! Bóg rzucił los!

Wszystkie te przytulne restauracje z owego czasu urządzone w typowych górskich chatach zniknęły bezpowrotnie. Powstały nowe, dopasowane swym wyglądem zewnętrznym do otoczenia budynków sanatoryjnych, zachowując swą dawną przytulność. Idąc z postępem czasu odpowiadały wszystkim gustom, zadowalały nawet najbardziej rozpieszczonych gości. Nie odczuwało się tam jednak uciążliwego gwaru krzątaniny hotelowej. Na swój rachunek przyjeżdżali tu także smakosze. W miesiącach od maja do lipca serwowano tu pstrąga, przyrządzonego w garnku i na patelni. Pieśń pochwalna, którą już w roku 500 śpiewał Ausoniusz na cześć pstrąga w gwarnych pałacach Rzymu „O boska rybko w czerwone plamki, podaruj nam bosko beztroski dzień” znów odbija się echem w cichej kamiennej dolince tak, że Rosjanie, Polacy, Turcy, Szwedzi, Francuzi, Włosi, Bałtowie i Amerykanie wracając do swych krajów zatrzymują w pamięci wspomnienie o tym „corpus delikati“.

Liczba zakładów wzrosła znacznie, gdy rozpoczęto leczenie specjalistyczne pacjentów z chorobami krtani, nosa i gardła oraz gdy władze, zakłady ubezpieczeniowe, kasy emerytalne a nawet prywatne zrzeszenia poprzez dopłaty umożliwiały swym urzędnikom, udziałowcom, rencistom i członkom odwiedzanie uzdrowisk po niskich kosztach. Obok tej godnej podziwu życzliwości władz i pracodawców należy podkreślić także fakt, że również koleje państwowe wprowadziły znaczne obniżki cen biletów dla kuracjuszy. Rozpoczynając od bardzo umiarkowanej liczby kuracjuszy w latach 90-tych (XIX wieku) - około 200 rocznie, przybywa ich tu obecnie nawet 1000 (1925 r.), z których większość wybiera skuteczniejsze kuracje zimowe.

Miłym pomnikiem wdzięczności jest kościół ewangelicki zbudowany w latach 80-tych (XIX wieku) dzięki fundacji byłych oraz obecnych pacjentów.

Przy końcu naszych rozważań nie możemy zapomnieć o Amalii von Colomb, która poświęciła się cierpieniom ludzkim i która założyła tu zakład leczenia zimną wodą. Jej ofiarność i ochota zasługiwały na lepszy los, niż ten, że zdana na łaskę innych musiała zakończyć swe pracowite życie w Berlinie. Spokrewniona blisko ze starą pruską rodziną oficerską okazała się godna ich rodu w poglądach na życie wybierając ten zawód i mając dla niego wierność i ofiarność: jej krewni to brandenburski marszałek polny Blücher oraz energiczny huzar, a później generał kawalerii Peter von Colomb.

Oby te słowa przyczyniły się do reklamy naszych okolic otaczających Sokołowsko (Görbersdorf) - błogosławionego miejsca, oby wskazały jeszcze raz na bezinteresowną, niezmordowaną pracę badawczą Brehmer’a, który wniósł nowe poglądy także w te koła lekarzy, które odrzuciły tą metodę, oby potwierdziły, że jego dokładne badania pozwoliły mu i jego asystentom oraz następcom na jasne spojrzenie, aby odrzuciły pojawiający się tu i tam „ludowy dowcip” - opierający się na zupełnej nieznajomości rzeczy - że „Görbersdorf jest ostatnią stacją przed niebem”. Sokołowsko (Görbersdorf) jest polem bitwy wiedzy medycznej przeciwko zarazie i niebezpieczeństwu, Sokołowsko (Görbersdorf) jest silnym państwem nadziei, nie tylko dla fizycznie, lecz również psychicznie cierpiących ludzi.
 

Jeśli podoba się Państwu to co robimy i chcecie wesprzeć działalność serwisu prosimy zostańcie naszym Patronem! Wystarczy kliknąć w poniższy banner i wesprzeć nasze działania! Działalność naszego Serwisu nie jest dotowana ze środków publicznych ani wspierana przez organy samorządowe.

...ciąg dalszy już wkrótce!

Autor: nauczyciel W. G. Swoboda, Małkowice (Malkwitz), k. Wrocławia
O du Heimat, lieb und traut! Bilder aus dem Waldenburger Berglande, Wałbrzych 1925 r., s. 367-373
Zdjęcie: Sanatorium Dr Brehmer'a w Sokołowsku autorstwa F. Anders'a, nauczyciela z Kuźnic Świdnickich (Fellhammer)
Tłumaczenie: autor nieznany

Koloryzacja zdjęcia: Marcin Flieger, 2021 r.

Komentarze obsługiwane przez CComment